W nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku przerzucono na terytorium okupowanej Polski pierwszych cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej.
Kim byli cichociemni?
Cichociemni Spadochroniarze Armii Krajowej to elitarna, wszechstronnie wyszkolona grupa. Stanowili ją przeszkoleni w Wielkiej Brytanii oraz we Włoszech żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, którzy ochotniczo zgłosili się do służby specjalnej w konspiracyjnej Armii Krajowej. Przerzucani oni byli w latach 1941-1944 do okupowanej przez Niemcy i Związek Sowiecki Polski.
Nie byli zwartą formacją ani oddziałem wojskowym, nie mieli własnego sztandaru, barw, patrona, ani też własnej tradycji. Byli zaś wysokiej klasy specjalistami w zakresie dywersji, wywiadu i łączności, a także oficerami przygotowanymi do pracy sztabowej i w terenie.
W październiku 1940 roku rozpoczął się pierwszy polski kurs spadochronowy w brytyjskim ośrodku Central Landing School w Ringway. Podstawowe szkolenie desantowe ukończyło 12 polskich oficerów. Szkolenie spadochronowe nie było, jak by się mogło zdawać, wyjątkowo zaawansowane. Właściwie chodziło o podstawy, żeby kandydaci na cichociemnych i kurierów nie pozabijali się skacząc. Oswajano ich z lotami na dużej wysokości. Uczono budowy spadochronu, zachowania w samolocie, kolejności skakania, techniki lotu i lądowania.
Równocześnie cały czas problemem było pozyskanie odpowiedniego samolotu, który mógłby dokonać zrzutu skoczków spadochronowych. W końcu udało się go zdobyć od Brytyjczyków. Francuzi twierdzili, że nie mają odpowiedniej maszyny. Rzeczywiście nie mieli czy uważali, że nie warto pomagać Polakom? Trudno powiedzieć. Na szczęście mjr Jan Jaźwiński miał znajomości w powołanej decyzją Winstona Churchilla SOE (Special Operations Executive – brytyjskiej tajnej agencji rządowej, której zadaniem było m.in. prowadzenie dywersji, koordynacja działań politycznych i propagandowych, wspomaganie ruchu oporu w okupowanych państwach Europy w czasie II wojny światowej), dzięki czemu namówił Brytyjczyków do współpracy. Skusił ich możliwością wykorzystania danych wywiadowczych, jakie mogliby dla nich zdobywać Polacy, którzy zostaliby zrzuceni do kraju.
Pierwszy skok – 15 lutego 1941 roku
Operacja lotnicza „Adolphus” przeprowadzona została w nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. 15 lutego o godzinie 18.20 z lotniska w Wielkiej Brytanii wystartował dwusilnikowy samolot typu Armstrong Whitworth Whitley MK I oznaczony jako Z-6473 z 419 Eskadry RAF. Załogą dowodził kpt. Francis Keast. Trzeba przyznać, że Brytyjczycy „wypożyczyli” nam świetnych, wyszkolonych ludzi. Kpt. Keast pilotował samoloty najwyższych dostojników brytyjskich. Niestety był to jego ostatni szczęśliwy lot. Dwa dni później nad Belgią jego samolot został zestrzelony przez niemiecką artylerię i Keast trafił do niewoli.
Pierwszymi skoczkami spadochronowymi, zrzuconymi na tereny okupowanej Polski, byli rotmistrz Józef „Żbik” Zabielski, major Stanisław „Kostka” Krzymowski oraz kurier Czesław „Włodek” Raczkowski. Przed wylotem do Polski generał Kazimierz Sosnkowski pożegnał ich słowami: „Idziecie jako straż przednia do kraju, macie udowodnić, że łączność z krajem jest w naszych warunkach możliwa”. Te słowa chyba najpełniej oddają nadzieje, jakie wiązano z tą misją.
Warto wspomnieć, że ci trzej Polacy byli pierwszymi w historii spadochroniarzami zrzuconymi na tereny okupowane. Nigdy wcześniej nikt na świecie nie przeprowadził podobnej operacji.
Zrzut miał się odbyć na placówkę odbiorczą położoną w okolicach Włoszczowy. Niestety, przez błąd w nawigacji skoczkowie wylądowali w dzikiej placówce niedaleko wsi Dębowiec, już na terenie III Rzeszy. Samolot powrócił do Wielkiej Brytanii po 11 godzinach i 45 minutach lotu i po wylądowaniu miał zaledwie 50 litrów paliwa, co starczyłoby na 15 minut lotu. Pomimo błędnego miejsca zrzutu mjr Stanisław Krzymowski oraz rtm. Zabielski dotarli do Warszawy. Nieco później zameldował się także Czesław Raczkowski.
Poza skoczkami w samolocie znajdowały się także ważące 600 kilogramów zasobniki. Były w nich radiostacje, sprzęt świetlno-sygnalizacyjny, broń i materiały wybuchowe. To wszystko miało trafić do arsenału Związku Walki Zbrojnej. Niestety utracono wszystkie zasobniki. Strata wyposażenia była tym bardziej bolesna, że odnaleziony przez Niemców sprzęt uświadomił im, że na terenie okupowanej Polski prowadzone są alianckie operacje desantowe.
Podczas wojny wszystkie informacje dotyczące cichociemnych były ściśle tajne. Mieli oni też zakaz kontaktu z rodziną po przylocie do Polski.
Cichociemni w liczbach
Do służby w okupowanej Polsce zgłosiło się ochotniczo 2413 kandydatów. Po intensywnym szkoleniu wybrano 579 żołnierzy, którzy złożyli przysięgę cichociemnych oraz przysięgę na rotę AK. Spośród nich do kraju wysłano jedynie 316 skoczków, później już zwanych cichociemnymi (a w kraju ptaszkami, zrzutkami).
Kolejnych 17 polskich spadochroniarzy, agentów SOE, od czerwca 1942 r. do kwietnia 1945 r. zrzucono (niektórych dwukrotnie) poza Polskę, na teren okupowanej Europy: do Francji (4), Grecji (4), Płn. Włoch (5), Jugosławii (3) oraz Albanii (1). Zgodnie z zapisami Konwencji Genewskich nie mogli nosić mundurów oraz w przypadku aresztowania nie byli traktowani przez Niemców jako jeńcy wojenni.
Z 316 śmiałków, w czasie wojny zginęło 102, w tym 9 podczas lotu lub skoku, a 8 zażyło truciznę po aresztowaniu. W Powstaniu Warszawskim wzięło udział 95 cichociemnych, spośród nich 18 zginęło, a co najmniej 20 było rannych. Kolejnych 9 zginęło podczas śledztw lub z wyroków sowieckich oraz polskich sądów komunistycznych pod koniec wojny oraz w latach powojennych.
Orderem Virtuti Militari odznaczono 221 cichociemnych, Krzyżem Walecznych zostali odznaczeni 595 razy.
8 stycznia 2021 r. setne urodziny obchodził ostatni żyjący cichociemny, mjr Aleksander „Upłaz” Tarnawski.
Cichociemni byli prekursorami polskich sił specjalnych, ich tradycje kontynuuje Jednostka Wojskowa GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej.
Związki Sekcji Spadochronowej Aeroklubu Warszawskiego z cichociemnymi
Cichociemni to nasi bohaterowie. Bliscy sercom oczywiście ze względu na wątek spadochronowy w ich historii. Potrafimy dość dobrze wyobrazić sobie, co mogli czuć podczas tych skoków. Dla nas skoki spadochronowe to sport, pasja i radość. Dla nich były przede wszystkim sposobem walki o wolność ojczyzny.
Nasze związki z cichociemnymi są także bardziej personalne – szef Sekcji Spadochronowej Aeroklubu Warszawskiego Arkadiusz Majewski jest byłym żołnierzem jednostki GROM, a skok tandemowy z ostatnim cichociemnym mjr. Aleksandrem Tarnawskim wykonał kilka lat temu jeden z naszych instruktorów.
Cichociemny Jan Piwnik, pseudonim Ponury, jest także patronem Sekcji Skoków Spadochronowych Wojskowej Akademii Technicznej, która szkoli się na naszej strefie spadochronowej w Chrcynnie.
Cichociemni są dla nas źródłem dumy i inspiracji. Bardzo nam zależy, aby pielęgnować pamięć o ich niezwykłej odwadze i dokonaniach.
Źródła: